Przejdź do głównej zawartości

Rozdział 4

- Gdzie my idziemy? Nie powinnyśmy iść na lekcje?
Krzyczałam do Amber gdy ciągnęła mnie gdzieś, ale ona widocznie nie miała zamiaru mi odpowiedzieć tylko, szła cały czas przed siebie gorączkowo szukając czegoś po klasach.
Gdy miałam już znów krzyczeć, żebyśmy na chwile przystały, dlatego, że szłyśmy bardzo szybkim tempem, a ja miałam szpilki na nogach – Amber w końcu otworzyła drzwi do jednej z klas, jak myślę Sali od plastyki i zamknęła za nami drzwi, patrząc przez małe okienko od drzwi czy ktoś za nami nie szedł.
- Tu powinno być dobrze – powiedziała siadając na biurku nauczyciela, uspokajającą się i biorąc głęboki oddech. Usiadłam na ławce naprzeciwko niej. Widocznie nie tylko dla mnie ta mała przebieżka była męcząca. Postanowiłam, że dam jej chwilę oddechu i przy okazji sama też zaczerpnę powietrza po ostatniej sytuacji, dając jej możliwość powiedzenia tego po co tutaj przyszłyśmy. Oczekując aż coś powie patrzyłam na nią jak zamyka oczy i przeciera rękoma twarz.
Wydała z siebie zmęczone westchnienie, a następnie popatrzyła się na mnie.
-Muszę ci coś wytłumaczyć i powinnam zrobić to od razu gdy na siebie wpadłyśmy może nie miałabyś kłopotów znaczy możliwe, że będziesz je mieć, ale to moja wina.
- Przestań, nic z tego co się stało to nie-
- Nie, najpierw daj mi wszystko powiedzieć, a potem będziesz mogła tak powiedzieć, jeżeli nadal będziesz tak uważać.
Poczułam, że nawet jeżeli powie mi to co ma mi powiedzieć, nie sprawi, że zmienię swoje zdanie.
-Okay
- Powinnam najpierw Ci wytłumaczyć, kim jest On i dlaczego tak na niego mówię. To nie jest tak, że, jak pewnie pomyślałaś, jego imię jest paskudne i się go wstydzi czy jak to inaczej nazwać. Nikt tak naprawdę nie wie, dlaczego tak reaguje gdy ktoś, kto nie jest z jego szajki lub nie jest mu bliski, reaguje. Chodzą różne historie – straszne i mniej straszne. Jedna osoba powie Ci, że słyszała iż to dlatego bo dzieci znęcały się nad nim w przedszkolu w kółko powtarzając jego imię, za każdym dopisując do tego obelgę wiec pewnego razu, zdenerwował się i otrzaskał głowę jednego właśnie z tych dzieci o chodnik, zakazując komukolwiek z nich powiedzieć do siebie po imieniu, a jeszcze niektórzy powiedzą Ci, że ma jakąś chorobę psychiczną na którą cierpi od urodzenia. Nikt jeszcze nie dowiedział się która z miliona wersji jest prawdziwa albo czy w ogóle którakolwiek nią jest. – Popatrzyła się na chwilę w okno, gdzie świeciło słońce które nie odpowiadało do zaistniałej atmosfery. Gdy znów popatrzyła na mnie, wróciła do tłumaczenia.
-Nikt jeszcze tak do niego nie powiedział – nikt komu nie pozwolił tak do siebie powiedzieć, dlatego boje się co może się Ci stać. Nie tylko próbowałaś mu popsuć robotę, jednocześnie podważając jego autorytet, ale wypowiedziałaś pewną śmierć. Naprawdę musisz mieć jaja – zaśmiała się co spowodowało, że zrobiło się mniej poważnie.
- Cóż… widocznie nie lubi gdy ktoś ma większe od niego – uśmiechnęłam się znacząco przez co otrzymałam od dziewczyny głośny śmiech.
- Lubię Cię, naprawdę i nie chcę, żebym musiała o tobie mówić w czasie przeszłym. – uśmiechnęła się blado – ciągnęła dalej.
-Musisz pamiętać, że w tej szkole nie da się już nic zmienić. Musisz czasami odwrócić wzrok, zamknąć oczy i zamknąć uszy – po prostu jakby zniknąć. Czego oczy nie widzą-
-Temu sercu nie żal – dokończyłam za nią, zając jej znak, że rozumiem co ma na myśli.
-Dokładnie, a teraz jedźmy do domów – powiedziała wstając z biurka idąc w stronę drzwi. 
- Nie musimy czasami wrócić na lekcję?
-Po co? I tak już nie ma to sensu i należy nam się odpoczynek.
Jednak zanim dotarła do drzwi, musiałam jej coś jeszcze powiedzieć.
-Amber
Zatrzymała się w pół kroku, odwracając się w moją stronę.
-Hym ?
-Nadal uważam, że nic z tego nie było twoją winą. Tak naprawdę jeszcze dzięki tobie żyję – powiedziałam śmiejąc się co u niej też wywołało uśmiech
-Nie mogłabym o tobie tak myśleć kiedy ty zasłoniłaś mnie własnym ciałem przed pędzącym bykiem.
Zaśmiałyśmy się, ale po chwili powiedziałam poważniej
-Uważam i tak, że powinniśmy coś z tym zrobić. Wiesz pomimo tego, że jesteśmy dwie to mamy jakieś szanse. W parze zawsze lepiej, tym bardziej, że takie z nas zajebiste babki – powiedziałam na koniec mrugając do niej.
- Coś czuje, że przez ciebie zginę.- powiedziała kręcąc głową z uśmiechem - Chodź podwiozę cię.
Na jej słowa wstałam z ławki kierując się tym razem z nią do wyjścia z Sali.


Wsiadłyśmy do jej samochodu w którym było tak wygodnie, że mogłabym tam zamieszkać, serio. Podgrzewane fotele, skóra i nie czuć jak jedziesz – samochód sam sunie po drodze, tak jakby latał. Czasami zazdroszczę osobą, które mają własne prawo jazdy – mogą jechać gdzie chcą i kiedy chcą, jeżeli pokłócą się z rodzicami mogą po prostu wsiąść do samochodu i uciec od wszystkiego. Nie kłócę się z tatą częstą, powiedziałabym, że nawet w ogóle, ale bardziej chodzi tu o ten fenomen, że są wolni i nie zależni. Chociaż też można wsiąść do pociągu lub w autobus lub nawet na rower, ale proszę was - to nie, to samo. Lepiej płakać w własnym Audi A8 w deszczu niż na rowerze. Pewnie zastanawiacie się, dlaczego nie mam własnego prawa jazdy – za mało czasu i lekka panika, że z moim szczęściem wyląduje na pierwszym lepszym drzewie, jakie będzie przy drodze.
-Chyba pokochałam twoje auto – powiedziałam z zamkniętymi oczami, rozkładając się w fotelu i opatulając się rękoma.
Moja towarzyszka, zaśmiała się tego co powiedziałam.
-To dobrze, bo może cię tym przekonam, żebyś ze mną wracała ze szkoły i jechała do niej
-Nie musisz mnie już przekonywać. Będziesz musiała mnie siłą z niego wyciągać. – uśmiechnęłam się sama do siebie.
- Zacznę już ćwiczyć – powiedziała radośnie.
W radiu zaczęła lecieć jedna z piosenek Zayna więc zaczęłyśmy głośno śpiewać o ,, poduszkowej rozmowie”. Wydzierałyśmy się na cały głosy, zagłuszając przy tym nawet radio. Amber ewidentnie mogła spowodować wypadek, przez to, że wykonywałyśmy jakieś dziwne ruchy, które mogły przypominać szamańskie rytuały. Kiedy piosenka dobiegła końca, wyciszyła radio i powiedziała do mnie
-Pomimo tego, że nie podoba mi się Zayn to muszę przyznać umie sprawić, że kobiety szaleją – śmiała się, a ja z nią również.
Te słowa spowodowały, że przypomniałam sobie o czymś, a raczej o kim, chciałam się jej zapytać.
-Pamiętasz tego bruneta o zielonych oczach co nam pomógł? – powiedziałam do niej patrząc się na nią uważnie, próbując wyczytać coś z jej twarzy.
Dziewczyna momentalnie się spięła, patrząc gdziekolwiek tylko byle nie moje ciekawskie oczy. Odkaszlnęła.
-Tak, tak, chyba pamiętam, co z nim? – próbowała udawać obojętną, kręcąc się na fotelu.
Odczekałam krótką chwilę patrząc się na nią jak na głupią.
-Lepiej ty mi powiedz co z nim…
-Nie wiem co ci mam powiedzieć… - Zaczęła się bardziej denerwować, wnioskując po tym jak gorączkowo odpowiedziała.
-Na przykład, dlaczego nie chcesz mi powiedzieć, że zdecydowanie coś was łączyło.
-Naprawdę nie wiem o czy-
-Gadaj. -przerwałam jej bezczelnie, dlatego, że już powoli zbliżaliśmy się do mojego domu, a znając mnie, zapomniałabym zapytać o to znów albo wymyśliłaby jakieś kłamstwo następnym razem gdy o to nią zapytam.
Wreszcie się na mnie popatrzyła z przegraną miną.
-Znamy się.
-Tylko tyle?
-Raczej aż tyle. Pamiętasz kiedy mówiłam Ci, że możesz iść ze mną na stołówkę jeżeli nie będziesz chciała przejść na dietę?
Lekko zmieszana, odpowiedziałam.
-Pamiętam, ale co ma to wspólnego?
Patrzyła się smutno przed siebie.
- Kiedyś trzymałam się jedną z tych dziewczyn, a nawet byłam jedną z nich.
Zdziwiona, nie odzywałam się.
-Wiesz jak to jest, przechodzisz do wyższej klasy w której powszechnie się zakłada, że jesteś już dorosły albo musisz zacząć być kimś. Nie ja tego chciałam, tylko Megan. Pewnego razy gdy zobaczyła te dziewczyny pomyślała to samo co ty – zgrabne ciało, idealny wygląd i popularność więc zaczęła od diety potem od zmiany całej siebie, a ja jako jej przyjaciółka od dzieciństwa, poszłam za nią. Nie mogłam zostawić jej samej, bo przecież mieliśmy się zawszę razem trzymać. W końcu po wielu próbach zwrócenia na siebie uwagi tych ,,fajnych” dziewczyn wreszcie do nas zagadały i umówiły na wspólne spędzenie czasu. I tak właśnie się zaczęło – bycie jednym z tych cyborgów, które są do siebie podobne i próbuje każda być lepsza od drugiej. Do póki była cały czas ze mną Megan, nie przeszkadzało mi to aż tak bardzo, ale gdy zaczęła więcej czasu poświęcać na zakupach oraz próbowaniu przespać się z kolejnym nowym chłopakiem, wiedziałam, że to już nie ta sama osoba którą spotkałam całą zapapraną błotem w piaskownicy.
Teraz już wiem kim była ta dziewczyna która się na nas patrzyła, to wiele wyjaśnia. Widocznie tęskniła za nią jednocześnie będąc zazdrosna o mnie, że to ja siedzę z nią, a nie ona.
-Pewnego razu, gdy byliśmy na jednej z imprez Gangu Dangerous Freedom, a Megan znów zapomniała o moim istnieniu, zostawiając mnie samą więc podszedł do mnie Tayler i tak się zaczęło – wspólne przejażdżki, wagary, rozmowy…i wszystko trzymaliśmy w tajemnicy -zamyślona, patrzyła na drogę.
-Naprawdę doceniałam to w nim, że nie miał mnie za taką z jakimi się ,,zadawałam’’, ale po pewnym czasie wszystko się psuje, nic nigdy nie pozostaje długo tajemnicą gdy zadajesz się z osobami które muszą cały czas wszystko wiedzieć, by móc być lepszą. Podobno jedna z nich widziała mnie jak wsiadałam do samochodu Tayler, gdy mieliśmy zaliczyć kolejną ucieczkę ze szkoły. Od jednej dowiedziały się wszystkie i jako dobre ,,przyjaciółki” chciały mi udowodnić, że nie warto się w niego angażować bo sypia z każdą , dlatego wysłały Megan by ,to udowodnić.
-Przespał się z nią?
Popatrzyła się na mnie znacząco, że już znałam odpowiedź.
-Oczywiście, że tak. Dokładnie opisała jak, gdzie i ile tego robili. Po tym incydencje unikałam jego, co było dosyć trudne, bo cały czas dzwonił i wypisywał, ale nie mógł nic więcej robić, dlatego, że wszystko by się wydało, a tego nie chciało żadne z nas wiec po pewnym czasie nareszcie, odpuścił.
Coś jednak mi w tym wszystkim nie pasowało tym bardziej gdy przypomniałam sobie jak na nią patrzył.
-Ale jak udowodniła, że naprawdę to zrobiła?
Spojrzała się na mnie jakbym była kosmitką.
-Nie uważasz, że wystarczającym dowodem jest to jak opisuje ci na ile sposobów, pieprzyli się na jego stole kuchennym?
-o fuu… - wyleciało to z moich ust niekontrolowanie. Boże, stół to miejsce by jeść, a nie współżyć. Żałuje kogokolwiek kto jadł później przy nim.
-Nie uważasz, że i tak tu coś śmierdzi? Nie pokazała Ci żadnych dowodów, a mogła kłamać. Wiele osób zmyśla lub układa wiarygodne historyjki. Mogła opowiedzieć jedną ze swoich przygód z kimś innym, zmieniając po prostu imię. Mówiłaś przecież, że próbował się z tobą skontaktować, raczej żaden nie był na tyle głupi by nie domyśleć się, że w grupce lasek nie rozniesie się , to iż przespał się z którąś, a potem by się kontaktował z jej koleżanką, jakby nigdy nic. Może nie wiedział wtedy dlaczego go ignorujesz z dnia na dzień, bo nic nie zrobił. – Kończąc widziałam, że Amber uważnie mnie słuchała myśląc nad tym co powiedziałam, nawet nie zauważyłam, że stoimy już na moim podjeździe do domu.
Siedziałyśmy w cichy, a ja coraz bardziej zastanawiałam się co powinnam jej powiedzieć – o ile w ogóle coś powiedzieć. Kiedy już otworzyłam usta by palnąć coś głupiego, mówiąc, że może jednak się mylę, usłyszałam cichy lecz pewny głos.
-Może masz racje. Może rzeczywiście powinnam najpierw zobaczyć jakiś dowód lub się go zapytać, ale nie mogłam w to nie uwierzyć. Po tej sytuacji, zrozumiałam, że nie jestem kimś takim jak one czy on, że nie pasuje i nie chcę być tego częścią, dlatego po prostu zostawiłam to za mną, nie będąc częścią tej grupy więc można powiedzieć, że bardzo dobrze wyszło. – powiedziała z lekkim uśmiechem jakby sama siebie chciała przekonać.
Nie mogłam tego nie zrobić widząc ją w takim stanie. Odpięłam pas i przytuliłam ją. Widocznie tego potrzebowała i dawno nikt tego nie robił, bo na początku poczułam, że jest zaskoczona lecz zaraz potem objęła mnie mocno rękoma, uwalniając wodospad łez.
-ciii… Już jest dobrze – próbowałam ją uspokoić. – Obiecuję Ci, że specjalnie dla ciebie mogę obciąć się na łyso i jeść codziennie cheeseburgery, popijając colą. – powiedziałam z udawaną powagą chociaż mówiłam poważnie.
Dziewczyna po chwili zaczęła się śmiać i odsunęła się powoli ode mnie, ocierając łzy i resztki maskary, które miała na policzkach.
-A do tego babeczkę na deser?- zapytała z uśmiechem.
Odpowiedziałam niemal natychmiast.
-Nawet dwie
 Zaśmiała się radośnie.
- Dzięki, potrzebowałam tego. – powiedziała z ulgą- A teraz leć bo znów będę się mazać. Jutro po ciebie przyjadę. Jesteśmy w kontakcie.- mrugnęła do mnie.
Zanim otworzyłam drzwi i wygramoliłam się z tego niebiańskiego samochodu ostatni raz ją przytuliłam, żegnając się.



Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Rozdział 5

Stałam przed drzwiami od domu, patrząc i czekając aż białe Audi odjedzie z mojego podjazdu, a gdy w końcu samochód wycofał i wjechał na drogę, odwróciłam się w stronę moich jasno brązowych drzwi z lakierowanego drewna, szukając w torebce która była jedną z tych bez dna, dlatego, że będę musiała otworzyć drzwi od domu, bo tata nie wrócił jeszcze z pracy. Gdy już miałam zacząć krzyczeć, że kolejny raz nie mogę znaleźć w tej przeklętej torbie nagle moje palce chwyciły pęk metalowych kluczy na których jest zawieszony różowy kudłaty breloczek w kształcie serca – mój tata nigdy nie umiał robić mi prezentów, nie dziwie się od prawie 11 lat żyje tylko z jedną kobietą pod dachem, czyli ze mną, pamiętam iż po tym prezencie sam uznał to za klapę, dlatego przelewa mi na konto pieniądze. Pomimo wszystko ten prezent uważam za uroczy i ważny dla mnie ,bo pokazuje mi, że mój jedyny nie zmienny mężczyzna w życiu, stara się dla mnie bym była szczęśliwa. Zawsze jak patrzę na tą maskotkę, wyobrażam sobie...